3 grzechy główne, które robimy zaczynając przygodę z methodą
Methoda obecna jest nad naszymi, polskimi łowiskami już praktycznie kilkanaście lat. Najpierw nieśmiało zdobywając serca co bardziej łakomych na nowości wędkarzy, aby potem rozlać się prawdziwą falą po całym kraju. Ogromną popularność method feeder zawdzięcza tak naprawdę trzem zaletom. Po pierwsze to prostota, po drugie to skuteczność, po trzecie to selekcja. Te trzy cechy wystarczą, aby przyciągać kolejnych maniaków. Mimo tej prostoty wciąż początkujące osoby popełnianą błędy. W tym artykule wskażemy główne grzechy i pomożemy ich uniknąć.
1. Zły dobór sprzętu.
Zaczynając przygodę z methodą, nie zawsze wiemy co powinniśmy włożyć do przysłowiowego koszyka. Zaczynając od wędek. Standardowo, do wędkowania na odległości do 50 m. wystarczy nam wędzisko o długości 3.30-3.60 metra o akcji parabolicznej lub progresywnej. Taka wędka pozwoli nam ogarnąć większość akwenów, z wyłączeniem tych, na których szczególne znaczenie ma wędkowanie na sporym dystansie. Zakładamy jednak, że początkujący od tego nie zaczynają. Dzięki miękkim wędziskom, szczególnie w końcowej fazie holu, minimalizujemy straty ryb. Często właśnie pod samym brzegiem początkujący spinają ryby na zbyt sztywnych kijach i zbyt dokręconym hamulcu. Do tego dobieramy kołowrotek w rozmiarze 3000-4000. Szpula powinna mieścić 150 metrów żyłki 0,23-0,25mm. Łowienie cieniej na methodę nie ma sensu. To zresztą też jeden z błędów, skutkujących stratami zdobyczy. Pamiętajmy, że method feeder, to selektywne wędkowanie i bez względu na to, gdzie łowimy, okazy nie będą rzadkością. Jeśli chodzi o mniejsze elementy zestawu, czyli podajniki, to te o wadze 20-30 gramów będą najbardziej uniwersalne. Przypony, jeśli chodzi o początkujących wędkarzy, proponuję gotowe z bagnetem, gumką i push stopem. Na rynku jest tego cała masa, więc łatwo wybrać. Nie warto przesadzać z wielkością haczyka. Ja na większe niż nr. 12 nie łowię
2. Nieumiejętne przygotowanie zanęty i pelletu do koszyka
To zdaniem wielu największy grzech w wędkowaniu na methodę. Trudno się z tym nie zgodzić, bo gdy mamy już odpowiedni sprzęt, a budowa zestawu jest banalnie prosta, więc pojawia się pytanie - co możemy zepsuć? Możemy oczywiście zepsuć zanętę i pellet. Szczególnie przygotowanie tego drugiego spędza sen z oczu wielu zaczynających przygodę z methodą. Prawda rzeczywiście jest taka, że połową sukcesu jest poznanie swojego towaru, jego właściwości, szczególni dotyczące absorpcji wody, czyli w skrócie ile potrzeba wody i przez ile czasu moczyć nasz towar, żeby był idealny. Z racji tego, że złotego środka tu niestety nie ma, więc trzeba się tego wszystkiego samemu nauczyć. Ważny jest sam pellet, temperatura wody i powietrza itp. Najlepiej nauczyć się tego już w domowym zaciszu, tak aby nad wodą nie popełniać błędów. Jedną prawidłowość, która pozwoli nam na nieprzemoczenie pelletu, to fakt, że nie spotkałem się z żadnym, który wymagałby namaczania poniżej minuty. Także każdy pellet zanętowy w rozmiarze 1,5-2 mm, możemy zalać wodą na minutę, odsączyć i z pewnością go nie zepsujemy. Zacznijcie właśnie od tego. Jeśli pellet po 10-15 minutach od odsączenia jest wciąż za suchy, nie chce się lepić po zgnieceniu w dłoniach sprawdzamy, czy może delikatne nie wystarczy delikatne dowilżenie mokrą dłonią. Warto sprawdzić i stosować ten patent również podczas wędkowania, szczególnie latem, gdy pellet w kuwecie szybko przesycha i traci właściwości klejące. Wracając do nauki swojego pelletu, to jeśli okaże się, że ta minuta to zdecydowanie za mało, dajemy 1, 5 minuty i dalej sprawdzamy jak to się zachowuje. Pamiętajcie dobrze towar odsączyć. Prawidłowo przygotowany pellet będzie się lepił po ściśnięciu, ale również jeśli będziemy chcieli rozbić grudkę, to ziarna z powodzeniem się rozdzielą. Pellet powinien być suchy w dotyku, miękki i mieć konsystencję gąbki. Nie zrobi nam się plastelina. Warto również dodać, że plastelina czasem jest potrzebna i stosowana z premedytacją, gdy w łowisku mamy ogrom białorybu, który wydłubie nam pellet zanim przyjdzie coś konkretnego, ale to już opowieść na później.
3. Nieodpowiedni dobór przynęty
To także temat rzeka. Na rynku jest tak dużo towaru, że początkujący wędkarz może zwariować. Firmy prześcigają się w prezentowaniu nowych smaków, aromatów, kształtów i wielkości, a tu jeszcze musimy wybrać odpowiedni kolor! Warto więc nie dać się zwariować i zrobić research nad wodą, popytać miejscowych, jakie kolory są skuteczne i kupić kilka uniwersalnych przynęt, które pozwolą nam na otwarcie niemal każdej wody. Zły dobór przynęty może popsuć nam wędkowanie. W tym miejscu skoncentrujemy się głównie na waftersach, bo to one teraz wiodą prym, ale również warto mieć w torbie pudełko lub dwa ciężkiego pelletu w rozmiarze 6-8 mm o uniwersalnych aromatach. Jeden np. rybny, a drugi słodki. Wracając do waftersów, to ich praca ma kolosalne znaczenie i o tym zaraz napiszę, ale również kolor może się okazać kluczowy. Jednym z podstawowych błędów jest właśnie zły dobór koloru, trzymanie się wariantu, który sprawdził się na innym łowisku, ale na kolejnym ryby mogą nieszczególnie za nim przepadać. Z kolorem waftersa jest tak jak z gumami na okonie, jednego dnia będą biły w motoroil, a drugiego tylko w fiolet z brokatem! Warto na początku wybrać kilka słoiczków z różnokolorowymi przynętami. Podstawą moim zdaniem będą kolory białe, różowe, żółte, pomarańczowe oraz warianty wyprane „washup” wyżej wymienionych. To podstawa, którą potem możemy rozwijać, gdy będzie nam mało. Warto mieć te kolory w dwóch wielkościach. np. 4-6 mm i 8mm. Bywa bowiem, że ryby nie pobierają dużych przynęt i będzie potrzebna mała, a dzielnie ich nie zawsze przynosi dobry skutek jeśli chodzi o prace na bagnecie. To teraz o pracy. Warto mieć zawsze kuwetę z wodą i sprawdzać na miejscu czy zakładany na bagnet wafters odpowiednio balansuje. Niektóre waftersy lepiej pracują na gumce. Szczególni te małe. Tu oczywiście warto obalić jeden mit. To nieprawda, że niepracujący wafters nie da nam ryb. On po prostu nie spełnia swojej roli, przynęty pracującej i brania z tego powodu będą rzadsze, bo przynęta jest mniej atrakcyjna. To tak jak nieumiejętne nabicie ochotki na hak. Jeden poda ją ruszającą się i prowokującą do brania, a drugi w postaci dżemu zwisającego z haka. Obaj będą łowić ryby, ale skuteczność będzie zdecydowanie inna.
Na naszej stronie znajdziecie pełną ofertę produktów do method feeder -> https://sklep-wedkarski.waw.pl/category/method-feeder
Tekst i foto :Tomek Sikorski
(redaktor Wiadomości Wędkarskich i Magazynu KARPMAX)